pomoc...........
nie wiem jak...Stoimy na tym samym pulapie. Nie moge podac jej reki i pomoc sie podniesc, bo nie stoje wyzej. Nie stoje nad zyciem. Nie moge nic zrobic. Tzn. nic znaczacego. Musze ograniczyc sie do swojej malej rolki bocznego wspomagacza. Tak jest w porzadku, choc nie moge tego zaakceptowac. Chce kiedys widzialam zawsze dwa konce, ten zly i ten dobry. Teraz widze, ze to chore. Mam sie napawac duma ze swoich wielkodusznych pomocowych checi? Mam zaczac wyszukiwac wad, by najgorszy scenariusz nie byl tylko czarny, ale by byl koncem tych drobnych cieni? Przeklamac rzeczywistosc moge tylko na jakis czas.
nie mam sie do kogo zwrocic. Do mam. Mama zawsze wszystko wybaczy. Zrozumie. Zeby ja kochac. Zeby nie miec jej za zle jakis bledow jakie popelnila. Mam jej za zle, ze nie jest Bogiem. Ze jej milosc nie wywodzi sie z niej, tylko po cos. Albo jedno i drugie. Taka jej droga, rola, matka, ma byc najlepsza matka, wtedy wygrywa gre zwana zyciem. Zapomniala, ze jest czlowiekiem poza tym i ze zycie jest bardziej skomplikowala. Wiem. Nie zapomniala, ale zatyka uszy.
Dodaj komentarz