never know..
Pozwalalam ci mnie niszczyc, nie protestowalam kiedy chciales mna rzucic o sciane, gdy zapomniales, ze ja tez jestem czlowiekiem. Byles w swoim swiecie, wciaz w swoim swiecie, ktory sobie stworzyles, ktorego urojen sie trzymales, tak jakby za progiem byla przepasc bez dna. Nie chcialam, zebys szedl w slepo, ale zebys mi zaufal, dal krok,
zaufaj mi..
ja cie zlapie..-zapewnialam,
ale wiedzialam, ze tak nie bedzie, moze wyczules to w glosie, wiedzialam, ze cie nie zlapie....
dlatego, bo wiedzialam, ze to zupelnie niepotrzebne, ze ja nie bede ci az tak straszliwie potrzebna, bo staniesz na nogi, ze jesli tylko ruszysz z miejsca, obrocisz sie za siebie i nigdy nie bedziesz tam chcial wrocic, wystarczyl jeden krok, a mimowolny usmiech znalazlby miejsce tam gdzie trzeba.......
to nie znaczy, ze by mnie juz nie bylo, bylabym zawsze, obok, ale wiedzialbys wtedy, ze zycie beze mnie nie traci sensu, bo nie ja jestem sensem, czasem ja go gubie, czasem szukam pomocy, nie tylko ty jej potrzebujesz.. Chcialam, zebys zobaczyl, ze to nie ja ci ja tak na prawde daje, bo wydawalo mi sie, ze m.in. dlatego tak serio nie chcesz sie wydostac z bagna, bo sam przeczowales, ze nie jestem w stanie zapewnic ci wszystkiego. I wiesz co? Masz racje! Ja nie, ale to nie znaczy, ze poza mna nie ma ratunku, ze jesli ja bede miala dzien,gdy zapomne czym jest milosc, ze wtedy nie mozesz sie zwrocic tam gdzie jest zrodlo milosci, zycie, Bog, moze inni..