Czase mjest tak, ze to co zrozumiales (w logice) i wiem uznaje za prawde, tylko dlatego, ze to zrozumialam i wiem. Bo to jest jedyna rzecz jaka zrozumialam i wiem na ten temat. Nie wiazne, ze to nie prawda, wazne, ze to "moje zdanie", ktore juz mam. Czasem miara prawdziwosci tego zdania jest tez czas i trud poswiecony na jego zrozumienie "ulogicznienie". Na ile cos jest prawda, A kto to wie. Wyczucie. Doswiadczenie w rzeczywistosci. Tyle, ze przy doswiadczeniu sitnieja uczucia i skojarzenia. Jak dostrzec prawde? Podobno przez milosc i madrosc, ale to jakos pusto brzmi. O ile sie w to nie wierzy..:/
Kult nieszczescia i cierpienia oraz przedewszystkim problemow, klotni i TRUDNOSCI. Prawdziwa slowianska dusza. Nadaje wartosc? To, ze nam ciezko, zesmy ofiarami to nadaje wartosc? waznosc? A jak jeszcze ofiarami wielkich oprawcow, to juz calkiem. Jak kazde nieporozumienie, warto sie spod niego wydostac. Nie ma ono zwiazku nawet z tym co nazywa sie wiara. Ma zwiazek tylko i wylacznie z nieporozumieniem. Kto wymyslil taki sposob pojmowania rzeczy, kto zgubil sens? To, ze jestesmy inni niz ludzie z kultury "be exciting and happy", nie znaczy, ze jestesmy we wlasciwym miejscu. A moze chcemy wystrychnac Boga na dutka, ze teraz pocierpimy meki, naprodukujemy je sobie, zeby potem cieszyc sie slodkim niebem? Spryciarze. Lub tak wypada, zeby sie nic nie udawalo, wtedy sie dostaje milosc? Jesli chodzi o te milosc, o ktorej mysla, ze mowia znawcy tych pechowych wierzen, to z tego co "jest napisane" wynika, ze zdobywa sie ja wierzac i kochajac, nie pustym trwaniem przy cierpieniu i trudnosciach. Jednak, jesli ta wiara jest prawdziwa "jest napisane" ze to wszystko sie przydazy. Juz sie o to martwic dodatkowo nie trzeba. To co do nas nalezy to sprawdzic czy rzeczywiscie kochamy. Iluzja milosci w polaczeniu z cierpieniem i trudnosciami nie daje milosci prawdziwej. Tyle, ze jedna z najwiekszych trudnosci jest by porzucic wlasne (lub pozyczone) iluzje, ktore roznie nazywamy. Odroznic jedno od drugiego, by zyc dobrze, a nie zle. Mozliwe?
Nie wystarczy myslec pozytywnie, jesli myslisz negatywnie. Jesli patrzysz przez cale dotychczasowe zycie na czarne dziury w kazdym dniu, jesli je widzisz, jesli kazdego dnia nie daja ci spokoju. Nie mozna sie po prostu przestawic. Cala rzecz polega na tym, ze one nie znikna, ze one nadal istnieja, czujesz je na swoich plecach, czujesz jak wlaza gdzie nie trzeba, a ty zamykasz oczy, zamykasz szybko drzwi, by spojrzec w usmiechnieta twarz twojego szczescia, ktore heh, "wyciagnelo cie z bagna". Moze to szczescie daje pewna moc, by stac na krawedzi i nie wpasc. Tylko, ze to jest zycie w zawieszeniu. Szczesciem nie mozesz sie w pelni cieszyc, bo wiesz, ze rzeczywistosc jest nieco rozleglejsza. Raju na ziemi nie mozna stworzyc, to utopia przez ktora mozemy kiedys przestac istniec chyba. Be happy. Wiec zgadzam sie na wahanie, to wydaje mi sie najuczciwsze. Moge tez szukac czegos poza, cos wiecej, jakies dobro. Wyzsze. Takie, ktore nie pozwoli mi zwatpic w wielkosc zycia patrzac na jego malosc. Jedna rzecz, ze sa byc moze takie rzeczy, ktore nie istnieja jesli w nie nie wierzysz, jesli nie dasz pierwszy kroku.