By bylo...
Witaj, wiec jestes i zyjesz sobie. Opowiadamy nawzajem dzieje. Ale dzis stalo sie cos czego nie rozumie, boje sie, wiec na wszelki wypadek mam ci za zle. Nie wiem co to jest, nie wiem kim jestes, nie wiem co wiesz, na ile cie stac
. Chcialam sie zakochac. Tak, chcialam, bo tego mozna chciec, mozna sie zakochac w wielu ludziach z wlasnej woli, trzeba sobie pozwolic. choc Ty jestes troche wyjatkowszy, bo cos podobnego sie miedzy nami dzieje, my jestesmy podobni lub podobnie akurat reagujemy i z podobnych spraw chcemy zdawac sprawe. Ale jesli jestesmy tak podobni akurat, to ty, tak samo jak ja nie przezyjesz, gdy cie zdradze, gdy sklamie. Podobienstwo jest tu zagrozeniem, a jednoczesnie czyms co przyciaga. Mowisz jestem szklana gora, nie widzisz, ze ty tez chcialbys nia byc. Przestalam, nie potrzebuje milosci, tej milosci, ktora sobie wymyslilam. Inni nazwa ja narcyzmem. Chcialbys, zeby kobieta ci zaufala, wiedziala, ze nie musi sie przed toba bronic czy robic na ciebie pulapek, ze jestes dla niej. Z ludzi, moglibysmy byc dla siebie najwazniejsi. Wiem, ze zakladam sidla. Wiem, choc czasem juz o tym zapominam. Blagam cie. Czy jestes tym, ktory jest zdolny do cierpliwosci, do zrozumienia, do .. cholera jasna..wybaczenia? Wrocimy do siebie, za kazdym razem, chce tego, ale musisz widziec sens w tym, ze akurat cos sie rozlecialo. Cos moze sie zmieni, ale nie boj sie tego, prosze. Nie na tyle, by cie to sparalizowalo. Ja tez sie boje, ale to nie jest najwazniejsze. Ja chce cos zmienic. Zrezygnowac z kolorowych zyczen? z lalki barbi i latwych spraw? Ale czy bedziesz ze mna?? Ja musze potrafiec ci wybaczyc, ze wbijasz mi noz kiedy cie potrzebuje, ze smiejesz sie, gdy szukam twojej reki, ze czuje sie jak pies. Ze "stac cie" na zemste. kiedy sie wyleczysz? kiedy ja to zrobie? Przeciez mozemy byc razem. Musze nad wszystkim pomyslec, biorac ciebie pod uwage. Dlaczego wolisz w siebie nie wierzyc?? Dlaczego wolisz czuc sie jak smiec zamiast mi do cholery pomoc, bo ja nie widze wszystkiego!! Gdy dotykasz slabych miejsc, atakuje, ale nie chce tego, nie chcialabym, gdybym widziala choc skrawek nadziei w tobie, ze to ma sens. Ok, wiem, ze ja tez powinnam sama z siebie w to czasem wierzyc, dokladnie tak jak wymagam tego od ciebie. Ale jesli tobie sie to w ogole nie zdaza robie ci ultimatum, szantazuje, manipuluje, no i wlasnie sie tym obrzydzilam. Nie chce tego do cholery, ale to sie rowna z niechceniem bycia z toba. Albo czekac? cierpliwie? Czegos tu brakuje, czego ci brakuje?