Nie wiem czy to przez to poranny post, nastawienie, zjedzone sniadanie czy moze Actimel wypity rano. Cos sprawilo, ze mialam dzis dosc w porzadku dzien. Nawet moge powiedziec "dobry dzien". A skonczyl sie gdy to zbyt wyraznie zauwazylam i zaczelam sie bac, ze to sie skonczy, ze to przejsciowe i ze nie bede potrafila tak kiedy indziej. Wtedy kiedy chce. Ze to nie odemnie zalezy. Ze to przypadek, ze inni sa dzis jacys w dobrym humorze i ze to minie.
Kiedy ide droga smierci widze same ciemne strony, chce sie wieszac za kazdym zakretem zyciowym i rozstrzeliwac niegodziwcow spotkanych na drodze.
Chomiki zza sciany znowu rozwalaja lozko, jak co wieczor. Mala rozkosz na zakonczenie dnia
Ide do pracy. nie chce tak jak dotychczas wypruwac sobie zyl. ide, mysle, robie swoje, odmawiam, usmiecham sie milo i z dystansem. Nie obchodza mnie idiotyczne komentarze, nie bede plakac, ze ktos robi z siebie idiote, nie bede zajmowac sie czyims (nie)szczesciem jesli ktos nie potrafi wypowiedziec kilku zdan i odpowiedziec na pytanie. Moze sie nawet usmiechne, nie wysmieje, nie po to, zeby komus dokopac, ale zebym ja mogla normalnie funkcjonowac i nie brac na glowe rzeczy niepotrzebnych. Milego dnia wszystkim