MrD. w zlotej klatce mysli
Tylko powiedz jak nastawic sie na takie ryzyko, by pragnac bys kochal z wlasnej woli ? Ja wiem i znowu sobie o tym przypomnialam, ze to jest najwazniejsze i to ma wartosc. Wiem, ale czy jestes do tego zdolny? Czy po prostu rany beda coraz glebsze? I pewnego dnia wykrzycze ci "Musisz mnie kochac, tyle dla ciebie zrobilam!" i skonczy sie cos co jeszcze sie nie zaczelo. Jest jeszcze jedna rzecz, ze ja chyba cie nie kochalam, ale chcialam to zrobic (:)), co smieszne chcialam sie tez tego uczyc od ciebie, tyle, ze ty czasem az tyle tez nie potrafiles, nie potrafiles kochac, nie wiem bales sie, ja z reszta tez. Moze tez chciales sie tego nauczyc ode mnie. Spotkalo sie dwoje ludzi, kazdy z pocharatanego domu i jedno mialo nadzieje, ze drugie bedzie jego Bogiem. Choc ty chyba bardziej przeczuwales niz ja, ze to nie prawda. Moze studiowana filozofia pomogla ci szybciej sie zorientowac. Ja czulam sie jak mala dziewczynka, ktora znalazla mistrza, choc momentami czulam sie jak matka lub widzialam, ze tego potrzebowales. Tyle, ze matka bylabym wtedy zaborcza, obklejajaca swoja miloscia, czulam to i chcialam to zniszczyc, bo w polaczeniu z twoim poczuciem wolnosci katastrofa byla bliska.
Teraz chce z tego jakos wyjsc, do cholery, najgorsze, ze wydawalo mi sie, ze wychodze. Wyszlam. Ale teraz wiem, ze musze sie uczyc Milosci. Ze nie mozesz byc jedynym jej zrodlem. Kiedys myslalam, ze wystarczy alternatywne zrodlo pasjii i przywiazania, ale czy to zastopilo by milosc? Z wysilkiem woli moze tak, tyle, ze nie uczyloby jej , Milosci. Skad wiec? Z nikad? z nieba?