Don't think
Psycholog uwaza, ze za duzo mysle. Ma racje, ale kiedys to bylo czyms dobrym:/ nic, ma racje, no i co z tego.... co dalej? jak?, ale wiem, ze ma racje...co zrobic?...
Psycholog uwaza, ze za duzo mysle. Ma racje, ale kiedys to bylo czyms dobrym:/ nic, ma racje, no i co z tego.... co dalej? jak?, ale wiem, ze ma racje...co zrobic?...
Przychodze sobie poukladac mysli. Wyslowic to co potrzebuje. Wszelkie rzeczy ktore sie dzieja nie sa mozliwe do opisania, wiec nie mozliwe jest zebym wszystko mogla Ci wytlumaczyc. Widze w sobie tak wiele brakow. Wiedze bledy, ktore popelniam kazdego dnia. Jesli wymagasz ode mnie by ich nie bylo jestes idiota. Myslisz, ze nie wiem, ze to sa bledy? Myslisz, ze odkrywasz mi Ameryke? ze potrzebne mi twoje wskazania, napomnienia i nawet nakazy. Prosz spojrz na siebie, a dojdziesz wtedy do dobrej rownowagi. Wtedy tez moze porozmawiamy, tak zeby byla rozmowa. Zeby to byl dialog dwojga ludzi, a nie kogos kto udaje, ze jest kims innym i kogos, kto udaje, ze mu wierzy. Nie moge wszystkiego wytlumaczyc i mimo to moge czynic to co czynie, w taki sposob, w jaki to uznaje i wierze. Bo? bo czasu brak. Bo ty nie chcesz dzialac? ryzykowac? a to juz nie jest w mojej mocy, bys samodzielnie to chcial robic. Sprobuj sam siebie przekonac. Prosze. Stoje obok i moge chciec, ale nie moge postawic za ciebie stop, nie moge tez za ciebie uwierzyc. Ale chce, wiec prosze, spojrz.
Tak ... drugi rok studiow. Koncowka roku. Lezenie , placz i spanie (oraz kilka dni pracy w tygodniu) niezaowocowaly tym, ze prace sie same napisaly. Hm, przestaje wierzyc w tympodobne cuda. Wiem, szczyt madrosci. Od polowy semestru chodzilam na dosc ciekawe zajecia. Dotyczyly muzyki popularnej i sztuki wspolczesnej. Kobieta prowadzaca inteligentnie i dosc swobodnie starala sie zarysowac sensy, mechanizmy i rozne aspekty nurtow, ideologi. Mozliwy byl z nia nawet dialog. I byla tez na tyle uprzejma, zeby moje spoznienie potraktowac z przymruzeniem oka i dac mi dodatkowy temat. Ja coz, nieco to popapralam; W swoich zasmieconych myslach napisanie teksu bylo dla mnie jakas rzecza niedoosiagniecia. Tyle klamstw, ktore nie tylko przy tej okazji zasmiecaja mi glowe, w ktore po troche wierze unieruchamiaja, sprawiaja, ze rozne rzeczy staja sie po prostu niemozliwe. Sama nie wiem. Niby dostalam leki przeciwdepresyjne (juz skonczylam je brac), ale w swoja depresje nie wierze do konca. Wiele czulam zalezalo ode mnie. Tylko, ze ja potrzebowalam sie jakos okreslic, zeby zaczac dzialac. I ta niemozliwosc powodowala unieruchomienie, brak jakiegokolwiek dzialania, zawieszenie. Dzisiaj postanowilam, ze dam sobie spokoj juz z tymi zajeciami, bo mam teksty zalegle o ok trzy tygodnie. Gdy raz probowalam nadrobic, babka powiedziala, ze "c'est pas la pein" czyli bezsensu. Wiec mysle, ze ma to samo zdanie o innych zaleglosciach. Moj ojciec powiedzialby, ale dlaczego nie, ale probuj, skad iesz czy ci te prace odrzuci. Nie szanuje jego slow czesto. Bo jego postepowanie (wow, wreszcie pisze postepowanie, a nie on!)charakteryzowalo/uje sie zbyt czesto brakiem podejmowania ryzyka. Pewnym asekuranctwem itp. nie rozumie go . W swojej logice potrafi to obrocic w cos na ksztalt madrosci i ostroznosci, ale !!!!! sa pewne granice. Ryzyko samo w sobie nie jest glupota. Glupota jest brak myslenia moze. Ale nie samo podejmowanie ryzyka. Bo jak inaczej zyc? Wiec podejmuje to ryzyko i nawet jesli mozliwe byloby zaliczenie tych cwiczen (co w poich prognozach jest maloprawdopodobne) zrobie co innego, zajme sie czym innym. Musze to przyjac, ze nie jestem fajerwerkiem, nie jestem wrozka, ani gwiazdeczka, ktora jest tak inna od innych. Mnie tez obowiazuja prawa grawitacji oraz smierci. Myslalam, ze przekonam kogos (ciebie) do mych racji ze wzgledu na to, ze bede kims wyjatkowym, ale jestem i nie jestem zarazem. Jak kazdy. Rozne potencjaly sie kryja w czlowieku, ciemne i jasne. Ja tez sie czuje gorsza czesto i tez brakuje mi sil. Nawet poddawalam sie zlym mysla i robilam rzeczy, rozumialam swiat wedlug nich. Nie wiem na ilo, kto, ale tak. Tyle, ze to sa samonakladajace sie pulapki czesto. No i teraz czuje, jak sie na mnie czaja, jak w niektore sama juz wpadlam, jak nie moge z pewnych zaukow wyjsc i , ze to jest trudne, ze to jest prawie niemozliwe (ale to klamstwo po czesci lub nawet jesli to moge miec nad nimi kontrole). Nie moge ci wytlumaczyc wszystkiego, wiec prosze szukaj tak jakbys mogl byc mozliwy, bo jesli istniejesz to mozesz.
Uznaj to, ze nie wygrasz lub nawet nie staniesz na dobrym poziomie we wszystkich konkursach, rankingach, kategoriach, w tym co "powinnas". Po porstu to nie mozliwe. Co jest wazne?
"Zgodnie z terminologią lacanowską w podogoni za zaspokojeniem pragnienia zaspakajamy jedynie pożądanie. Brak nigdy nie zostanie wypełniony, jedynie wynajdujmy sobie przedmioty zastępcze- objet a. Każda relacja miłosna opiera się, według Lacana, na spotkaniu dwóch podmiotów naznaczonych brakiem. Podmiot liczy, że jego partner ma to coś, czego mu potrzeba do wypełnienia braku i zaspokojenia pragnienia. Nadzieja, że pragnienie może zostać zaspokojone jest iluzoryczna i działa na tej samej zasadzie co mówienie i wiara, że uda nam się w końcu w pełni wyrazić poprzez język.
Wszystkie postaci w dramacie Łaknąć istnieją tylko poprzez słowo, słowo zredukowane do minimum. Jedynym działaniem jest mówienie. Jedynym działaniem jest próba wyrażenie samego siebie poprzez język. Samego siebie to znaczy braku, który determinuje każda postać. Postaci nie są zdolne do działania bo są świadome swojego pęknięcia, swojej pustki, swojego nieokreślenia. "
zalepieniem "dziury" jest milosc. Lecz jaka milosc jest do tego zdolna? boska? mozna uwierzyc w rozne rzeczy nadajace wewnetrzne poczucie sensu. Tyle, ze ktore sa prawdziwe, okreslic to jest trudniej lub niemozliwe. Kiedy czlowiek zyje na prawde? Na pewno wazna jest swiadomosc. Ale to nie wystarcza czesto. Analiza jest babraniem sie w nieprzebytej pustce. Unieruchamia jw. Jak to jest, gdzie jest prawda?