Od
dawna juz, bo mozna to liczyc w latach, jade na pozorach i
sprawianych wrazeniach. W koncu ktos najwazniejszy mialby byc kims z
tlumu, w koncu przeciez mialby byc kims kogo teraz nie znam. To
zmienilo sie w chorobliwa nadwrazliwosc na ludzkie odruchy. Jakby
wszyscy mielibyc kandydatami na mojego boga. Przepraszam. Nawet nie
tyle kogos, co sama siebie. Przepraszam tez prawde, ktorej jednak
nadal chce. Wiem, ze moge istniec na tysiace sposobow, wystarczy
uwierzyc w kilka spraw, a zarysowuje sie pewien uklad, schematy i
mechanizmy zycia. Wystarczy lekko skrzywic wspomnienia z przeszlosci
lub popatrzec na nie w innym swietle z inna interpretacja. Jesli cos
cie jednak powstrzymuje to nie jest to fakt, ze ty jednak jestes taki
jaki jestes, ze nie mozesz sie zmienic lub, ze masz zasady. Wszystko
co czujesz, to o czym jestes przekonany kiedys sie zaczelo. Piamietaj
o tym. Wystarczy pewne rzeczy sobie przypomniec, ale jesli masz
problemy z przypominaniem, to pamietaj, ze to nie dlatego, ze « taka
jestes » tylko dlatego, ze z jakiegos powodu czegos sobie
nie przypominasz. Z pewnych rzeczy tez nie chcesz sobie zdac sprawy. Bo co wtedy? Nawet jesli nie wiesz, sprobuj wytrzymac ze spokojem
pierwsze kroki na pustyni. Zobaczysz, ze mimo wszystko ziemia sie nie
wali, a rzeczy zyskuja nowe spojrzenie. Jednak jesli za wszelka cene
pragniesz sie do czegos przyczepic i panicznie boisz sie smierci,
moze to byc trudniejsze.
No i tak wiem, ze moge byc na tysiac sposobow. Tylko, ktory wybrac? Kiedys mialby byc to ten, ktory wiazalby sie z rzeczami na jakich mialo mi najbardziej zalezec. M.in ..takie cos jak Ty...Wiem, ze moge to zrobic znowu. Moge odnalesc kogos, moge uwierzyc w nowe prawdy. Nawet nie o to chodzi, ze sie boje, ze to sie skonczy, nawet, nie to, ze jesliby sie skonczylo i znow zdolalabym sie na nowo odnalesc, to grozioby to rozstrojeniem jazni. Po prostu zaczyna to nie miec takiego sensu. Sens to w pewnym sensie cel. Wczesniej celem bylo zycie z Toba. A teraz? jestem rozmontowana, rozstrojona, nie wiem, w ktora strone obracac glowe, wiec obracam we wszystkie. Ale niczego juz tak nie probuje, niczego juz tak nie chce i niekomu nie ufam. Zbyt mocno sie krytykowalam, zbyt szybko przewidzialam co sie stanie. Chcialam uniknac katastrofy, chcialam uciec z zagrozonego krolestwa. Tyle, ze moze ze teraz wydaje mi sie, ze po prostu nie tyle katastrofa by przyszla, a zagrozenie by sie zrealizowalo, co okazaloby sie, ze to wszystko wokol to nie krolestwo, wszystko moglo by nadal trwac, ale okazaloby sie, ze to jakies pastwisko, jakas polana na haldzie gorniczej. Raj na ziemi...chcialabym, jednak..nie wychodzi na to, by to bylo rzeczywiscie mozliwe i dobre.
Poznalam
wlasna wulgarnosc, agresywnosc, wynioslosc, chec zemsty oraz przede
wszystkim chec sprawienia wrazenia, jakiego? Z zasady zaplatanej
tajemnicy podszytej podejrzeniem o prawde. Niezydentyfikowana, jak
zawsze. Bo moze mam nadzieje,z e ona sie gdzies tam kreci, o ile w ogole mozna ja znalesc.