Przyssalam sie do komputera jak do cybernetycznej matki. Znajomi wyjechali..samiusienka. Jedynie jutro przyjezdza osoba, ktora zdolna bylam nazwac pewnego razu najlepsza przyjaciolka.
Przykrym faktem jest fakt, ze cos sie ze mna dzieje w spotkaniu z innymi. Jestem kameleonem. Upodabniam sie znikam. Zatapiam sie w osobe. Kiedy o tym pomysle przychodzi pragnienie bycia oddzielna osoba, tyle, ze swiat staje sie tak dziwny, ale czuje, ze to jest prawdziwsze. Wytrzymujac stan oderwania i pustke widze rzeczy prawdziwiej to fakt..kolejny.
Kiedy sie na tym lapie w trakcie czesto nie wiem gdzie uciec, wiec zostaje przyklejona czujac sie troche jak male dziecko w ramionach. Potrzebuje tego..
Kazdy potrzebuje? Mozna powiedziec milosci. Wszechogarnaijacej! Czasem potrzebne jest po prostu cokolwiek co wszechogarnia. Udajemy, ze istnieje tylko ja i to cos. Rozplyniecie sie.
Czasem jest to grupa. Czasem idea. Czasem wlasnie osoba. A tak naprawde, to jest to jakies poczucie, ktora sie starza w srodku. Do ktorego potrzebujemy jakiegos powodu. Bo smieszne wydaja mis sie teksty, do osob, ktore czuja pustke, typu "Pokochaj siebie!" . A czym ja mam siebie pokochac jak nie mam milosci, gdybym ja miala to bym tej pustki nie miala. No i hm, mozna szukac sobie zrodel. Czlowiek jest czasem niewystarczajacy, zawsze cos go ogranicza, sam przeciez tez ma jakies puste miejsca itd. Wszystko moze byc zrodlem, jesli sie sobie to wmowi, ale co jest nim na prawde?